poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział 5- Impreza urodzinowa Matta.


Co ja zrobiłam! Skazałam niewinnego człowieka na taki los… Biedna Cassie…
-Cass… wiesz, że nie chciałam go przemienić.- powiedziałam ze smutkiem.
-Nic nie mów. – warknęła patrząc na mnie spojrzeniem, które mogłoby zamordować.
-Co się stało to się nie odstanie…- powiedziała Alice.  Ze smutną miną popędziłam szybko do swojego pokoju. Wyciągnęłam walizkę spod łóżka i zaczęłam pakować ubrania.
-Przez ten jeden błąd już chcesz uciekać?- spytała zza moich pleców Carmen.
-Wrócę do Volterry.- stwierdziłam.
-Ale mamy jeszcze miesiąc.-
-To pójdę gdzie indziej...-
Po tych słowach wyszłam z domu. Za mną posypały się pytania ,,Co ona robi?” i ,,Gdzie ona idzie?”. Doszłam do mojego porsche i zamknęłam walizkę w samochodzie. Po moim czynie, poszłam do lasu ponieważ żar w gardle był nie do wytrzymania. Omijałam z gracją wszystkie drzewa, aż w końcu stanęłam. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Wyczuwałam łosie na północy i pumę na zachodzie. Popędziłam odnaleźć drapieżnika. Weszłam na drzewo i patrolowałam, kot czaił się na króliki. Kiedy skoczył zaatakować, chwyciłam go w locie i powaliłam na ziemię. Znalazłam tętnicę i  zatopiłam w niej kły. Krew zwierzęca nie syci tak jak ludzka, no ale jest do wytrzymania. Kiedy płyn się skończył, wstałam. Popatrzyłam na swoje ubranie, ale nie zauważyłam żadnego zabrudzenia. Jak na pierwsze polowanie na zwierzęta, dość dobrze mi szło. Zauważyłam w oddali jakąś istotę, podeszłam bliżej. Kobieta była wampirem.
- Przepraszam, zna pani drogę do domu Cullenów?- spytałam ją, bo nie jestem pewna czy zważałam gdzie idę.
-Oczywiście.- powiedziała i chwyciła mnie za rękę. Poczułam się lekka jak piórko i widziałam tylko czarną nicość. Po chwili byłyśmy centralnie w domu wampirów. Rudowłosa chyba mnie źle zrozumiała, chciałam DROGĘ do ich domu, a nie ZNALEŹĆ się w ich domu. W salonie nikogo nie było. Po chwili jednak przyszedł Carlisle.
-Mika? Co za niespodzianka.- powiedział z uśmiechem.- Mirando szukaliśmy cię.- rzekł lekko zmartwiony. Nagle wszyscy znaleźli się w pokoju, na ich twarzach malowała się ulga.
-Mira!- krzyknęła Carmen i uścisnęła mnie. O co tyle zamieszania? Już zaczęli traktować mnie jak członka rodziny? Przesada… Kiedy wampiry z salonu powoli wychodziły, francuzka powiedziała mi, że ma coś do pokazania. Poszłyśmy na strych. Na srebrnym stole leżał Matthew, który czasami pojękiwał z bólu.
-Chcecie ciągle mi to wypominać?- warknęłam.
-Nie. Po prostu chciałam ci powiedzieć, że Cassie oswoiła się z tym, że jej chłopak będzie wampirem. Czy to nie romantyczne? Całą wieczność razem… - zakończyła.
- Ile dni tu leży?- zmieniłam temat.
-Zaraz powinien się obudzić.-
No fakt, serce biło mu jak oszalałe.
-Cass!- krzyknęła Carmen, jakby na znak serce szatyna zamarło. W drzwiach pojawiła się cała rodzina Cullenów, Jace, Tony (co on tutaj robi?) i Mika. Chłopak otworzył delikatnie oczy, a Cassandra chwyciła go za rękę. Znudzona słuchaniem informacji o wszystkim co wampir powinien wiedzieć, usiadłam przy stoliku. Bawiłam się paleniem świecy, moją umiejętność miałam już tak opanowaną, że nie musiałam się skupiać. W końcu zalałam ją wodą i wstałam, kiedy skończyli ględzić. Nagle wszystkie oczy skierowały się ku mnie, a ja  popatrzyłam na nich z zapytaniem.
-To Mira cię przemieniła.- powiedziała Cassie. Matthew uśmiechnął się i powiedział ciche dziękuję. Pewnie od dawna chciał być wampirem, ale jego dziewczyna nie chciała go przemienić, jego brat pewnie też. Po tych słowach, Cassandra zaproponowała Mattowi wspólne polowanie, poszła też rodzina Cullenów (poza Alice, która przy szukaniu mnie pożywiła się), Mika, Jace i Carmen. Razem z Tony’m udaliśmy się do salonu. Kiedy usiedliśmy na kanapie, zadałam mu pytanie.
-Na jakim kierunku studiów byłeś?-
-Na architektonicznych, jestem na stażu i dorabiam w sklepie.-
-Fajnie, ja chciałabym iść na medycynę… ale nie jestem pewna czy dam radę oprzeć się wypiciu krwi z pacjentów.- powiedziałam.
-Carlisle mógłby cię poduczyć, w końcu jest lekarzem.- dodał. Po naszej dyskusji, do salonu wparowały najedzone wampiry. Ze schodów wyglądnęła Alice, która była strasznie uradowana. Zeszła i szepnęła coś na ucho Cassie, uśmiechnięta wyszła razem z Mattem.
-Mam wspaniały pomysł!- krzyknęła.- Zrobimy Matty’emu imprezkę!-
-Z jakiej okazji?- spytał zaciekawiony Edward.
-Przecież dzisiaj są jego urodziny…- dodała i spojrzała z wyrzutem na swojego brata.- Ja wystroje wnętrze i pozapraszam gości, a wy… wystarczy, że będziecie.- dodała i kazała każdemu iść do swojego pokoju. Na moim łóżku leżała piękna niebiesko-biała sukienka. Myślałam, że same będziemy mogły wybrać w co się ubieramy, no ale widać w tej rodzinie wszystko robi Alice. Wolno (szybko jak dla człowieka) założyłam sukienkę, szpilki i biżuterię (oczywiście wszystko miałam przyszykowane). Spojrzałam na zegarek, dochodziła 20, a mieliśmy 25 minut przygotować się i nie wychodzić z pokoju. No ale rzadko kiedy słucham poleceń. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do drzwi Carmen. Zapukałam, a ona otworzyła i zaprosiła gestem. Swoje piękne brązowe loki miała ułożone w kok, sukienkę czerwoną z licznymi zdobieniami, a na jej szyi widniał smok.
-Nie jestem pewna, czy robienie imprezy z ludźmi kiedy Matt jest nowonarodzonym to dobry pomysł.- powiedziała kiedy usiadłyśmy na łóżku.
- Ja też uważam podobnie, no ale znasz Alice… a poza tym Matty i tak przez całą imprezę będzie tańczyć z Cassie, ona za nic nie pozwoli by tańczył z inna dziewczyną. – powiedziałam lekko kpiąc.
-A ty? Z kim chcesz tańczyć?- spytała mnie.
- Wolę pogadać…- popatrzyła na mnie z lekkim zawodem.- No dobra! Nie umiem tańczyć…-
Drzwi się otworzyły i weszła Alice w granatowej sukience.
-Chodźcie na dół.- powiedziała i wyszła, a my podążyłyśmy za nią. Całe dolne piętro było w niesamowitych dekoracjach. Stoły pełne jedzenia stały przy ścianie, meble odsunięte w kąt, było nawet miejsce dla DJ.
- Alice przeszłaś samą siebie!- krzyknęła Carmen.
-Dziękuję. Zaraz przyjdą ludzie, bądźcie gotowi i jak najmniej oddychajcie, to powstrzyma pragnienie.- dała nam jeszcze po szkłach kontaktowych, by zmienić kolor oczu. Dostaliśmy o dziwo kolor taki jaki mieliśmy przedtem, Carmen- czekoladowe, Jace i ja niebieskie. Nawet Victoria przyszła, była w krwawej sukience z rozpuszczonymi włosami. Ludzie zaczęli się schodzić, a Cassie nadal z Mattem siedzieli w pokoju (weszli przez okno). Poczułam straszny smród, to oznacza tylko jedno, wilkołaki przyszły. Zaprosiła ich prawdopodobnie Bella, która przyjaźni się z wodzem watahy. Kiedy wszyscy już przyszli, Alice powiedziała, żeby schować się i krzyknąć niespodzianka kiedy Matt wejdzie. Dla mnie to trochę głupie, tak jakby impreza urodzinowa dla dziesięciolatka, ale nie chciałam psuć dobrego nastroju organizatorki, więc schowałam się za szafą. Kiedy zgasły światła, usłyszałam kroki na schodach i ciche szeptanie, pewnie Cass radziła mu co ma robić, by powstrzymać pragnienie. Kiedy ktoś pstryknął włącznik, wszyscy wyszli i krzyknęli ,,Niespodzianka!”. Matt udając ucieszonego i zaskoczonego zszedł ze stopni i zaczęła się impreza. Alice przyćmiła trochę światła, by zrobiło się „nastrojowo”. Usiadłam przy stole z przekąskami i wdałam się w dyskusję z Carmen.
-Masz kogoś na oku?- spytała. Rozglądnęłam się po salonie.
-Nikogo z kim chciałabym zatańczyć.- odparłam. Do mojej przyjaciółki podszedł jakiś szatyn i poprosił ją do tańca. Zostałam sama przy stoliku i zaczęłam rozmyślanie o Volturi. Czy oni naprawdę są tacy źli? Czy udałoby się obalić ich z władzy? Wstałam od stolika i przeszłam na kanapę która stała bliżej półki z książkami. Wzięłam pierwszą lepszą i zaczęłam czytać. Długo to nie trwało, bo muzyka nie pozwalała mi się skupić na słowach. Poszłam sprawdzić do kuchni czy nie potrzebują pomocy. Zastałam tam Esme, Carlisla i Mikę.
-Ale ci ludzie jedzą!- żaliła się rudowłosa.
-Mogę w czymś pomóc?- spytałam.
-Gdybyś mogła zanieść te tace…- zaczęła Esme.
-Nie ma problemu.- uśmiechnęłam się i wzięłam od niej przekąski. Trudno było utrzymać cztery tace w równowadze. Otworzyłam drzwi i idąc do stołu taca zmieniła kierunek. Starając się jej nie strącić, poszłam w jej stronę. Nie zdążyłam już się zatrzymać, a taca prawie spadała, w końcu na kogoś wpadłam. Ja i jakiś wampir (gdyby był to człowiek, to tylko on by leżał) upadliśmy na podłogę. Mój strój nie ucierpiał, ale jego owszem. Wszystko było we frytkach, sosie musztardowym i chili. Chciałam odsłonić tace z jego twarzy, ale on jeszcze bardziej ją zacisnął.
-Puść i skieruj mnie do łazienki.- powiedział. Walnęłam Jace’a! Pomogłam mu wstać i poszliśmy do łazienki na pierwszym piętrze. Skierowaliśmy się do jego pokoju, bo każdy ma swoją własną.
-Możesz już ściągnąć tackę.- powiedziałam. Odsłonił twarz i cisnął tacę w kąt.- Słuchaj Jace, przepraszam… ja nie chciałam.-starałam się go przeprosić.
-Dobra nic nie szkodzi, to tylko ubrania.-
-Taaa… powiedz to Alice.- uśmiechnęłam się.- Oporządź się, a ja posprzątam ten bałagan na dole.-
 Zostawiłam go w pokoju i wróciłam do salonu. Leciała teraz wolna muzyka i pary tańczyły tak zwanego „wolnego”. Spojrzałam na podłogę, ale plam nie było, pewnie ktoś już to sprzątnął. Rozejrzałam się po salonie, Carmen tańczyła z Kentinem (znajomym Matta), Rosalie z Emmetem, Jasper z Alice, Bella z Edwardem, Matt z Cassie, a Victoria z jakimś rudym chłopakiem. Wchodziłam już na schody, kiedy przede mną zmaterializował się Tony.
-Mira, chcesz zatańczyć?- spytał mnie.
-Tony, nie teraz. Muszę pomóc Jace’sowi, bo przez przypadek wylałam mu zawartość tacy na ubranie, a po drugie nie umiem tańczyć, więc daj mi spokój.- warknęłam. On jakby nigdy nic, chwycił mnie za rękę i zaciągnął siłą na parkiet.
-Czy ty nie rozumiesz słowa NIE?- spytałam z irytacją, kiedy kładł moje ręce na jego ramiona.- A Jace…-
-Jace da sobie radę.- przerwał mi, mówiąc każde słowo dość dobitnie i położył swoje ręce na mojej tali. Ciągle się kołysaliśmy, w ogóle co to za taniec? Kołysaniec?(xD) Piosenka trwała całą wieczność, ale w końcu się skończyła. Wyrwałam się z tej pozycji i poszłam na pierwsze piętro. Zapukałam do pokoju blondyna.
-Wejdź!- krzyknął. Kiedy weszłam do pokoju, Jace był ubrany już w nowy garnitur, oczy miał z powrotem niebieskie i układał włosy przy lustrze.- Jak wyglądam?- zapytał odsłaniając twarz.
-Jak wampir.- mruknęłam, a on lekko się uśmiechnął. Zeszliśmy razem na dół. Przy stole zebrali się wszyscy. Podeszliśmy bliżej, z kuchni Esme przynosiła tort, na którym było 18 świeczek. Zaśpiewaliśmy „Sto lat” i Matt zdmuchnął świeczki. Potem Carmen wzięła nóż i kroiła i nakładała każdemu człowiekowi na talerz ciasto. Kiedy ludzie napełnili brzuchy, DJ znowu puścił piosenkę. Cassie podeszła do chłopaka za stołem do remiksowania i szepnęła mu coś na ucho. Po chwili zmienił piosenkę, no nie znowu wolny! Tym razem był to walc, a nie kołysaniec. Poszłam na do regału z książkami i wybrałam ,,Dracula”. Jednak nie dana mi była chwila spokoju, koło mnie usiadła Carmen z Kentinem.
-Już nie tańczycie?- spytałam nadal z nosem w książce.
-Chcemy trochę odpocząć.- powiedział Kentin. No fakt,  był cały spocony, natomiast Carmen nie.
-Ja wychodzę na zewnątrz.- powiedziałam, zabierając ze sobą książkę i wychodząc na dwór. Nareszcie cisza i święty spokój. Skierowałam się do bujanej ławki i zagłębiłam się w lekturze. Piszą tam, że Dracula miał córkę. Wieczna dziewiętnastolatka, o długich blond włosach. To przecież opis… Victori??? Jakby znikąd pojawiła się nagle przy mnie.
-Ciekawa książka.- powiedziała.
-Ty naprawdę jesteś… córką Draculi?- spytałam z niedowierzaniem.
-Tak, to ja.- uśmiechnęła się do mnie. Usłyszałam, że impreza dobiegła końca i zaraz zaczęli wychodzić z domu Cullenów ludzie. Kiedy wszystkie samochody zniknęły, usłyszałam jak tłucze się porcelana. Razem z Vic, wbiegłyśmy szybko do domu. Alice miała nieprzytomny wzrok, a koło niej było potłuczone szkło.
-Alice co się dzieje?- spytał Carlisle, kiedy dziewczyna odzyskała już normalne spojrzenie.
-Chcą przekonać naszych nowonarodzonych, że to oni są ci dobrzy i zażądają ich powrotu do Volterry.- powiedziała.
-Kto wygra tę konfrontację?- spytał Jace.
-To zależy po której stronie stanie Miranda…- powiedziała i poczułam na sobie spojrzenia wszystkich w pokoju.

1 komentarz: