Co ja
zrobiłam! Skazałam niewinnego człowieka na taki los… Biedna Cassie…
-Cass…
wiesz, że nie chciałam go przemienić.- powiedziałam ze smutkiem.
-Nic nie
mów. – warknęła patrząc na mnie spojrzeniem, które mogłoby zamordować.
-Co się
stało to się nie odstanie…- powiedziała Alice. Ze smutną miną popędziłam szybko do swojego
pokoju. Wyciągnęłam walizkę spod łóżka i zaczęłam pakować ubrania.
-Przez ten
jeden błąd już chcesz uciekać?- spytała zza moich pleców Carmen.
-Wrócę do
Volterry.- stwierdziłam.
-Ale mamy
jeszcze miesiąc.-
-To pójdę
gdzie indziej...-
Po tych
słowach wyszłam z domu. Za mną posypały się pytania ,,Co ona robi?” i ,,Gdzie
ona idzie?”. Doszłam do mojego porsche i zamknęłam walizkę w samochodzie. Po
moim czynie, poszłam do lasu ponieważ żar w gardle był nie do wytrzymania. Omijałam
z gracją wszystkie drzewa, aż w końcu stanęłam. Zamknęłam oczy i wzięłam
głęboki oddech. Wyczuwałam łosie na północy i pumę na zachodzie. Popędziłam
odnaleźć drapieżnika. Weszłam na drzewo i patrolowałam, kot czaił się na
króliki. Kiedy skoczył zaatakować, chwyciłam go w locie i powaliłam na ziemię. Znalazłam
tętnicę i zatopiłam w niej kły. Krew
zwierzęca nie syci tak jak ludzka, no ale jest do wytrzymania. Kiedy płyn się
skończył, wstałam. Popatrzyłam na swoje ubranie, ale nie zauważyłam żadnego
zabrudzenia. Jak na pierwsze polowanie na zwierzęta, dość dobrze mi szło. Zauważyłam
w oddali jakąś istotę, podeszłam bliżej. Kobieta była wampirem.
-
Przepraszam, zna pani drogę do domu Cullenów?- spytałam ją, bo nie jestem pewna
czy zważałam gdzie idę.
-Oczywiście.-
powiedziała i chwyciła mnie za rękę. Poczułam się lekka jak piórko i widziałam
tylko czarną nicość. Po chwili byłyśmy centralnie w domu wampirów. Rudowłosa
chyba mnie źle zrozumiała, chciałam DROGĘ do ich domu, a nie ZNALEŹĆ się w ich
domu. W salonie nikogo nie było. Po chwili jednak przyszedł Carlisle.
-Mika? Co za
niespodzianka.- powiedział z uśmiechem.- Mirando szukaliśmy cię.- rzekł lekko
zmartwiony. Nagle wszyscy znaleźli się w pokoju, na ich twarzach malowała się
ulga.
-Mira!-
krzyknęła Carmen i uścisnęła mnie. O co tyle zamieszania? Już zaczęli traktować
mnie jak członka rodziny? Przesada… Kiedy wampiry z salonu powoli wychodziły,
francuzka powiedziała mi, że ma coś do pokazania. Poszłyśmy na strych. Na
srebrnym stole leżał Matthew, który czasami pojękiwał z bólu.
-Chcecie
ciągle mi to wypominać?- warknęłam.
-Nie. Po
prostu chciałam ci powiedzieć, że Cassie oswoiła się z tym, że jej chłopak
będzie wampirem. Czy to nie romantyczne? Całą wieczność razem… - zakończyła.
- Ile dni tu
leży?- zmieniłam temat.
-Zaraz
powinien się obudzić.-
No fakt,
serce biło mu jak oszalałe.
-Cass!-
krzyknęła Carmen, jakby na znak serce szatyna zamarło. W drzwiach pojawiła się
cała rodzina Cullenów, Jace, Tony (co on tutaj robi?) i Mika. Chłopak otworzył
delikatnie oczy, a Cassandra chwyciła go za rękę. Znudzona słuchaniem
informacji o wszystkim co wampir powinien wiedzieć, usiadłam przy stoliku. Bawiłam
się paleniem świecy, moją umiejętność miałam już tak opanowaną, że nie musiałam
się skupiać. W końcu zalałam ją wodą i wstałam, kiedy skończyli ględzić. Nagle
wszystkie oczy skierowały się ku mnie, a ja popatrzyłam na nich z zapytaniem.
-To Mira cię
przemieniła.- powiedziała Cassie. Matthew uśmiechnął się i powiedział ciche
dziękuję. Pewnie od dawna chciał być wampirem, ale jego dziewczyna nie chciała
go przemienić, jego brat pewnie też. Po tych słowach, Cassandra zaproponowała
Mattowi wspólne polowanie, poszła też rodzina Cullenów (poza Alice, która przy
szukaniu mnie pożywiła się), Mika, Jace i Carmen. Razem z Tony’m udaliśmy się
do salonu. Kiedy usiedliśmy na kanapie, zadałam mu pytanie.
-Na jakim
kierunku studiów byłeś?-
-Na
architektonicznych, jestem na stażu i dorabiam w sklepie.-
-Fajnie, ja
chciałabym iść na medycynę… ale nie jestem pewna czy dam radę oprzeć się
wypiciu krwi z pacjentów.- powiedziałam.
-Carlisle
mógłby cię poduczyć, w końcu jest lekarzem.- dodał. Po naszej dyskusji, do
salonu wparowały najedzone wampiry. Ze schodów wyglądnęła Alice, która była
strasznie uradowana. Zeszła i szepnęła coś na ucho Cassie, uśmiechnięta wyszła
razem z Mattem.
-Mam
wspaniały pomysł!- krzyknęła.- Zrobimy Matty’emu imprezkę!-
-Z jakiej
okazji?- spytał zaciekawiony Edward.
-Przecież
dzisiaj są jego urodziny…- dodała i spojrzała z wyrzutem na swojego brata.- Ja
wystroje wnętrze i pozapraszam gości, a wy… wystarczy, że będziecie.- dodała i
kazała każdemu iść do swojego pokoju. Na moim łóżku leżała piękna
niebiesko-biała sukienka. Myślałam, że same będziemy mogły wybrać w co się
ubieramy, no ale widać w tej rodzinie wszystko robi Alice. Wolno (szybko jak
dla człowieka) założyłam sukienkę, szpilki i biżuterię (oczywiście wszystko
miałam przyszykowane). Spojrzałam na zegarek, dochodziła 20, a mieliśmy 25
minut przygotować się i nie wychodzić z pokoju. No ale rzadko kiedy słucham
poleceń. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do drzwi Carmen. Zapukałam, a ona otworzyła i zaprosiła gestem. Swoje piękne brązowe loki miała ułożone w kok,
sukienkę czerwoną z licznymi zdobieniami, a na jej szyi widniał smok.
-Nie jestem
pewna, czy robienie imprezy z ludźmi kiedy Matt jest nowonarodzonym to dobry
pomysł.- powiedziała kiedy usiadłyśmy na łóżku.
- Ja też
uważam podobnie, no ale znasz Alice… a poza tym Matty i tak przez całą imprezę
będzie tańczyć z Cassie, ona za nic nie pozwoli by tańczył z inna dziewczyną. –
powiedziałam lekko kpiąc.
-A ty? Z kim
chcesz tańczyć?- spytała mnie.
- Wolę
pogadać…- popatrzyła na mnie z lekkim zawodem.- No dobra! Nie umiem tańczyć…-
Drzwi się
otworzyły i weszła Alice w granatowej sukience.
-Chodźcie na
dół.- powiedziała i wyszła, a my podążyłyśmy za nią. Całe dolne piętro było w
niesamowitych dekoracjach. Stoły pełne jedzenia stały przy ścianie, meble
odsunięte w kąt, było nawet miejsce dla DJ.
- Alice
przeszłaś samą siebie!- krzyknęła Carmen.
-Dziękuję.
Zaraz przyjdą ludzie, bądźcie gotowi i jak najmniej oddychajcie, to powstrzyma
pragnienie.- dała nam jeszcze po szkłach kontaktowych, by zmienić kolor oczu.
Dostaliśmy o dziwo kolor taki jaki mieliśmy przedtem, Carmen- czekoladowe, Jace
i ja niebieskie. Nawet Victoria przyszła, była w krwawej sukience z
rozpuszczonymi włosami. Ludzie zaczęli się schodzić, a Cassie nadal z Mattem
siedzieli w pokoju (weszli przez okno). Poczułam straszny smród, to oznacza tylko
jedno, wilkołaki przyszły. Zaprosiła ich prawdopodobnie Bella, która przyjaźni
się z wodzem watahy. Kiedy wszyscy już przyszli, Alice powiedziała, żeby
schować się i krzyknąć niespodzianka kiedy Matt wejdzie. Dla mnie to trochę
głupie, tak jakby impreza urodzinowa dla dziesięciolatka, ale nie chciałam psuć
dobrego nastroju organizatorki, więc schowałam się za szafą. Kiedy zgasły
światła, usłyszałam kroki na schodach i ciche szeptanie, pewnie Cass radziła mu
co ma robić, by powstrzymać pragnienie. Kiedy ktoś pstryknął włącznik, wszyscy
wyszli i krzyknęli ,,Niespodzianka!”. Matt udając ucieszonego i zaskoczonego
zszedł ze stopni i zaczęła się impreza. Alice przyćmiła trochę światła, by
zrobiło się „nastrojowo”. Usiadłam przy stole z przekąskami i wdałam się w
dyskusję z Carmen.
-Masz kogoś
na oku?- spytała. Rozglądnęłam się po salonie.
-Nikogo z
kim chciałabym zatańczyć.- odparłam. Do mojej przyjaciółki podszedł jakiś
szatyn i poprosił ją do tańca. Zostałam sama przy stoliku i zaczęłam
rozmyślanie o Volturi. Czy oni naprawdę są tacy źli? Czy udałoby się obalić ich
z władzy? Wstałam od stolika i przeszłam na kanapę która stała bliżej półki z
książkami. Wzięłam pierwszą lepszą i zaczęłam czytać. Długo to nie trwało, bo
muzyka nie pozwalała mi się skupić na słowach. Poszłam sprawdzić do kuchni czy
nie potrzebują pomocy. Zastałam tam Esme, Carlisla i Mikę.
-Ale ci
ludzie jedzą!- żaliła się rudowłosa.
-Mogę w
czymś pomóc?- spytałam.
-Gdybyś
mogła zanieść te tace…- zaczęła Esme.
-Nie ma
problemu.- uśmiechnęłam się i wzięłam od niej przekąski. Trudno było utrzymać
cztery tace w równowadze. Otworzyłam drzwi i idąc do stołu taca zmieniła
kierunek. Starając się jej nie strącić, poszłam w jej stronę. Nie zdążyłam już się
zatrzymać, a taca prawie spadała, w końcu na kogoś wpadłam. Ja i jakiś wampir (gdyby
był to człowiek, to tylko on by leżał) upadliśmy na podłogę. Mój strój nie
ucierpiał, ale jego owszem. Wszystko było we frytkach, sosie musztardowym i
chili. Chciałam odsłonić tace z jego twarzy, ale on jeszcze bardziej ją
zacisnął.
-Puść i
skieruj mnie do łazienki.- powiedział. Walnęłam Jace’a! Pomogłam mu wstać i
poszliśmy do łazienki na pierwszym piętrze. Skierowaliśmy się do jego pokoju,
bo każdy ma swoją własną.
-Możesz już
ściągnąć tackę.- powiedziałam. Odsłonił twarz i cisnął tacę w kąt.- Słuchaj
Jace, przepraszam… ja nie chciałam.-starałam się go przeprosić.
-Dobra nic
nie szkodzi, to tylko ubrania.-
-Taaa…
powiedz to Alice.- uśmiechnęłam się.- Oporządź się, a ja posprzątam ten bałagan
na dole.-
Zostawiłam go w pokoju i wróciłam do salonu.
Leciała teraz wolna muzyka i pary tańczyły tak zwanego „wolnego”. Spojrzałam na
podłogę, ale plam nie było, pewnie ktoś już to sprzątnął. Rozejrzałam się po salonie,
Carmen tańczyła z Kentinem (znajomym Matta), Rosalie z Emmetem, Jasper z Alice,
Bella z Edwardem, Matt z Cassie, a Victoria z jakimś rudym chłopakiem.
Wchodziłam już na schody, kiedy przede mną zmaterializował się Tony.
-Mira,
chcesz zatańczyć?- spytał mnie.
-Tony, nie
teraz. Muszę pomóc Jace’sowi, bo przez przypadek wylałam mu zawartość tacy na
ubranie, a po drugie nie umiem tańczyć, więc daj mi spokój.- warknęłam. On
jakby nigdy nic, chwycił mnie za rękę i zaciągnął siłą na parkiet.
-Czy ty nie
rozumiesz słowa NIE?- spytałam z irytacją, kiedy kładł moje ręce na jego ramiona.-
A Jace…-
-Jace da
sobie radę.- przerwał mi, mówiąc każde słowo dość dobitnie i położył swoje ręce
na mojej tali. Ciągle się kołysaliśmy, w ogóle co to za taniec? Kołysaniec?(xD)
Piosenka trwała całą wieczność, ale w końcu się skończyła. Wyrwałam się z tej
pozycji i poszłam na pierwsze piętro. Zapukałam do pokoju blondyna.
-Wejdź!-
krzyknął. Kiedy weszłam do pokoju, Jace był ubrany już w nowy garnitur, oczy miał z powrotem niebieskie i
układał włosy przy lustrze.- Jak wyglądam?- zapytał odsłaniając twarz.
-Jak wampir.-
mruknęłam, a on lekko się uśmiechnął. Zeszliśmy razem na dół. Przy stole
zebrali się wszyscy. Podeszliśmy bliżej, z kuchni Esme przynosiła tort, na
którym było 18 świeczek. Zaśpiewaliśmy „Sto lat” i Matt zdmuchnął świeczki.
Potem Carmen wzięła nóż i kroiła i nakładała każdemu człowiekowi na talerz
ciasto. Kiedy ludzie napełnili brzuchy, DJ znowu puścił piosenkę. Cassie
podeszła do chłopaka za stołem do remiksowania i szepnęła mu coś na ucho. Po chwili
zmienił piosenkę, no nie znowu wolny! Tym razem był to walc, a nie kołysaniec.
Poszłam na do regału z książkami i wybrałam ,,Dracula”. Jednak nie dana mi była
chwila spokoju, koło mnie usiadła Carmen z Kentinem.
-Już nie tańczycie?-
spytałam nadal z nosem w książce.
-Chcemy
trochę odpocząć.- powiedział Kentin. No fakt, był cały spocony, natomiast
Carmen nie.
-Ja wychodzę
na zewnątrz.- powiedziałam, zabierając ze sobą książkę i wychodząc na dwór.
Nareszcie cisza i święty spokój. Skierowałam się do bujanej ławki i zagłębiłam
się w lekturze. Piszą tam, że Dracula miał córkę. Wieczna dziewiętnastolatka, o
długich blond włosach. To przecież opis… Victori??? Jakby znikąd pojawiła się
nagle przy mnie.
-Ciekawa
książka.- powiedziała.
-Ty naprawdę
jesteś… córką Draculi?- spytałam z niedowierzaniem.
-Tak, to
ja.- uśmiechnęła się do mnie. Usłyszałam, że impreza dobiegła końca i zaraz
zaczęli wychodzić z domu Cullenów ludzie. Kiedy wszystkie samochody zniknęły,
usłyszałam jak tłucze się porcelana. Razem z Vic, wbiegłyśmy szybko do domu.
Alice miała nieprzytomny wzrok, a koło niej było potłuczone szkło.
-Alice co
się dzieje?- spytał Carlisle, kiedy dziewczyna odzyskała już normalne
spojrzenie.
-Chcą przekonać
naszych nowonarodzonych, że to oni są ci dobrzy i zażądają ich powrotu do
Volterry.- powiedziała.
-Kto wygra
tę konfrontację?- spytał Jace.
-To zależy
po której stronie stanie Miranda…- powiedziała i poczułam na sobie spojrzenia
wszystkich w pokoju.
Świetny ;D
OdpowiedzUsuńJak zwykle z resztą ♥
Pozdrawiam i życzę weny ;*