-Oczywiście, że
po waszej.- powiedziałam.- Udowodniliście, że można wam ufać i zaakceptowaliście
nas w waszej rodzinie.- powiedziałam, a Esme uśmiechnęła się. Poczułam woń
soczystej krwi, dochodzącą z podwórka. Podążyliśmy za zapachem. W
cieniu lasu chowali się słudzy Volturi, a oni sami wyszli nam na powitanie.
Jace i Bella zaczęli rozciągać swoje tarcze.
-Witaj
Carlislu!- powiedział Aro z uśmiechem.- Widzę, że nasi nowonarodzeni zadomowili
się u was.-
-Tak,
przyjęliśmy ich do naszej rodziny.- odpowiedział doktor. Aro wykrzywił twarz w
ledwo widocznym grymasie.
-Ale to są moje
wampiry.-
-Mogą same
decydować, gdzie przynależą.- odezwał się Emmet, a Jasper stanął mu na nogę, na
znak, żeby nic więcej nie mówił.
-Mirando,
Jace’ie, Carmen i Cassandro, podejdźcie.- zaprosił nas gestem dłoni. Wyszliśmy
na środek.
-Niech każdy
powie swoje zdanie o tym, gdzie chce przynależeć.- powiedział.
-Chcę zostać u
Cullenów.- powiedziała jednocześnie trójka moich przyjaciół.
-A ty Mirando?-
zapytał mnie z uśmiechem, zaczęłam rozważać plusy i minusy. Aro widząc moje
niezdecydowanie, zaczął mnie zachęcać.-Masz bardzo wielki talent, który w
Volterze możesz rozwijać, poza tym, dołączysz do mojej straży, a to wielki
zaszyczyt…
-Nie.-odpowiedziałam
stanowczo.- Wszyscy jesteśmy tylko pionkami w waszej głupiej grze i każdego
chcecie kontrolować…- przeszłam na stronę Cullenów.- Z tchórzostwa chcecie,
żebym do was dołączyła, bo się mnie boicie.- dodałam z wyzywającym uśmiechem.
-Moje słowa.-
odparła z dumą Rosalie. Aro był zdenerwowany, podszedł do swojej straży i
powiedział coś cicho. Wszyscy naprężyliśmy mięśnie.
-Zaczynają.- powiedziała
Bella. Po atakach mentalnych, zaczęli biec w naszą stronę. Kilka wegetarianów
wyszło spod naszej tarczy i zaczęło bój. Stanęłam na poboczu i zrobiłam krąg
ognia. Narobiłam trochę ognistych kul i wystrzeliwałam je. Kilka strażników
ustrzeliłam, ale szybko utracona kończyna zrastała się. Zobaczyłam jak radza
sobie inni. Cassandra mówiła im w głowie rzeczy nie związane z walką, a Carmen
stopowała kilka wampirów na raz i odrywała im głowy. Kiedy zaatakował ją jakiś
czerwono włosy chłopak, popatrzyła mu prosto w oczy. Dla nich na chwilę
konfrontacja stanęła, jednak szybko się opamiętali i znowu toczyli walkę.
Przydało by się gdzie spalać kończyny wampirów.
Unosząc w powietrzu parę suchych gałęzi, ułożyłam je i zapaliłam ogniem.
Wszyscy wrzucali tam oderwane ręce, nogi, głowy, a niekiedy wampiry w ognisko.
Zbyt skupiona na przenoszeniu oderwanych części ciała w ognisko, nie zauważyłam
kiedy jakiś wampir złapał mnie od tyłu. Próbowałam się wyrwać i gryzłam go po
rękach, ale był na to przygotowany. Zaciągnął mnie w stronę Volturi.
-Nie zabijajcie
jej, będzie nam potrzebna.- powiedział Kajusz. Związali mnie jakimś strasznie
mocnym łańcuchem, którego nie potrafiłam rozerwać i posadzili na skale.
Patrzyłam nadal na walkę i co jaki czas krzyczałam ,,Uważaj!” lub ,,Za tobą!”.
Na Carmen rzuciło się dziesięć wampirów na raz i spotkał ją ten sam los co
mnie. Obie siedząc na kamieniu, obserwowałyśmy nadal ten bój. Jace i Bella
ledwo wytrzymywali ataki mentalne, a bronili ich Cassandra i Tony. Kiedy
Cullenowie zauważyli nas związanych koło Volturi, walka na chwilę stanęła.
-Aro wypuść je!-
zażądała Cassandra, na którą czaiła się Jane. Po paru minutach walki, podwórko
wampirów wegetarianów, było zbiorowiskiem rozwalonych ciał. Do mnie i Carmen
dołączył też Tony, który został zaatakowany przez 5 wampirów naraz. Na ręce
wzięli nas jakieś sługi których nie znałam, a potem najzwyczajniej ten potężny
ród wampirów, wycofał się. Doszliśmy do czerwonych porsche i tam trafiłam na
tylne siedzenie razem z Tonym, a Carmen na przednie, kierowca oczywiście był
owy czerwonowłosy chłopak Próbowałam rozgrzać łańcuchy, ale te oddawały mi
powrotem swoje ciepło, wniosek: nie da się ich stopić. podczas drogi,
natknęliśmy się na kilometrowy korek, o to nasza szansa ucieczki. Kiedy chłopak
zajęty był waleniem ręką w kierownicę, kopnęłam Carmen. Obróciła się w moją
stronę, a ja poruszyłam ustami. Dziewczyna dotknęła kierowcę palcem i
spowolniła go.
-Zabierz mu
klucze!- powiedział Tony. No ale czym ma je chwycić… przecież ledwo go
dotknęła. Przywołałam wiatr i wyjęłam mu klucze z kieszeni, które teraz do mnie
lewitowały. Były już w kłódce, kiedy czerwono włosy wyciągnął po nie rękę,
no tak Carmen za szybko się zdekoncentrowała, ale nie wiedział, że zdążyłam
otworzyć zamek. Auta wreszcie ruszyły się i wystartowaliśmy. Po paru minutach
jazdy, francuska przerwała ciszę.
-Możemy się
zatrzymać?-
-Po co?- spytał
z ciekawością.
-Jestem głodna…-
Zjechaliśmy tuż
przed Volterre.
-Wysiadać, w
zamku dostaniesz jeść.- rzekł otwierając nam drzwi.
-A niby jak mamy
iść do zamku, zakłóci w łańcuchy.- prychnął Tony. Podszedł do niego i
wyjął klucz z kieszeni.
-Tylko bez
żadnych numerów.- powiedział ściągając łańcuch szatynowi. Kiedy podszedł do
bagażnika, wysunęłam się z obwiązania i chwyciłam klucz który położył na
przednim siedzeniu. Podeszłam do Carmen i ściągałam kłódkę.
-Straż!-
usłyszałam za sobą głos czerwono włosego, naszą trójkę obeszło 10 wampirów.
-Poddajcie się,
to nic wam nie zrobimy.- powiedział jakiś mężczyzna. Akurat. Wokół nas zrobiłam
ognisty krąg. Po chwili jednak zniknął, bo poczułam straszliwy ból w czaszce.
Padłam na ziemię i krzyczałam. Wampiry oglądały się po sobie, a z tłumu na
przód wyszła Jane z uśmiechem na twarzy.
-Przestań!-
krzyknęła Carmen w mojej obronie. Dziewczynka przeniosła wzrok na nią. Teraz ona
wiła się na ziemi.
-Długo to
jeszcze będzie trwać? Czy w końcu trafią do tej celi?- spytał sarkastycznie
czerwono włosy. Jane zaprzestała atakować i rzekła.
-Weźcie ich.-
zawahała się na chwilę.- A do niej, podwojoną straż.- wskazała na mnie.
Zaprowadzono nas, aż pod Salę Tronową. W lochach było niewiele wampirów, bo
zwykle od razu uśmiercano sprawcę na miejscu. Wrzucili nas brutalnie do celi.
Na warcie stanęła dwójka wampirów, w tym czerwono włosy chłopak. Wstałam i
usiadłam na łóżku. Cela była dość mała, a kraty wykonane z tego samego surowca
co łańcuchy. Światło dostawało się przez małe okienko w ścianie, umieszczone po
to, żebyśmy mogli rozróżniać noc od dnia. Tony krążył po celi obmyślając plan
ucieczki, a Carmen usiadła w jej kącie.
-Słuchaj, jestem
głodny… mógłbyś sam kilka godzin pełnić wartę?- spytał się strażnik kolegi.
-Uważaj na
drzewa.- powiedział czerwono włosy gdy jego kumpel znikał. Tony dosiadł się do
mnie.
-Co, skończyły
się plany ucieczki?- zadrwił z nas czerwono włosy.
-Nie.- warknął
lekko szatyn.
-Kłamiesz.-
-A co ci do
tego?!- wcięła się Carmen.
-Mówię tylko, że
zamek jest dobrze strzeżony i nie uciekniecie.- odpowiedział chłopak. Przez
cała dyskusję siedziałam cicho i nie przykładałam wielkiej wagi do słuchania.
Martwiłam się co zrobią z nami Volturi.
-Gdybyście byli
milsi , to pomógłbym wam stąd uciec.-
-Trzymasz z
Volturi.- odezwałam się.
-Zamierzałem
odejść, po tej wojence którą wam urządziliśmy.-
-Dlaczego
chciałeś odejść?- spytał się Tony.
-Kiedy jest się
tu już ze… 300 lat? To mi się znudziło.- powiedział chłopak. Moja przyjaciółka
uśmiechnęła się i podeszła bliżej krat.
-A wyjawisz nam
swoje imię?- spytała się czerwono włosego.
-Jestem Kastiel,
ale mówią mi Kas.- powiedział z lekkim uśmiechem.- A wy?-
-Ja jestem
Carmen, to Miranda, a to Tony.- pokazywała na nas. Po co ona mu to wszystko
wyjawia?!
-A macie jakieś
specjalne zdolności?- spytał coraz ciekawiej.
-Pewnie. Ja
umiem…- nie dokończyła, bo zakryłam dłonią jej usta.
-Parę z naszych
przyjaciół ma specjalne zdolności.- odparłam z wymuszonym uśmiechem. Kiedy
kolega Kastiela wrócił, wyszeptałam do Carmen.
-Nie no, jak się
rozgadasz to nie można cię za nic uciszyć… a zwykle jesteś nieśmiała.-
-Powiedziała ta,
która ma wybuchowy charakter.- rzekła, a ja wywróciłam oczami.
-Czemu w ogóle
mu to wszystko mówisz?-
-Wiesz poczułam
takie coś… co kazało mi wyjawić prawdę…-
-Może to jego
talent… na razie z nim nie rozmawiajmy…- zakończyłam dyskusję, bo przyszła
Jane.
-I jak się
siedzi w celi?- spytała.
-Dziękuję wspaniale.-
powiedziałam drwiąco z większym uśmiechem.- Czego chcesz?-
-Przyszłam poinformować,
że jutro odbędzie się wasz osąd.- powiedziała i poszła.
-Macie jakiś
pomysł jak stąd uciec?- spytał Tony.
-Mogłabym po
prostu rozwalić tę ścianę.- powiedziałam opierając głowę na ręce.
- Zamku strzeże
ze 250 wampirów.- powiedział.
-Mogłabym
utworzyć nasze hologramy.- podsunęła Carmen.
- I kiedy
otworzą kraty wyślizgniemy się stąd… kiedy je otwierają?- zapytał Tony.
-Chyba nie będą
nas tu głodzić i „jak na dobrych gospodarzy przystało” dadzą nam coś do
zjedzenia.- powiedziałam.
-I jeśli ten
Kastiel okaże się godny zaufania, może nas przemycić w pelerynach.- podsunął
szatyn.- No ale skąd weźmiemy peleryny?-
-Wystarczy
wrzucić tu trzech strażników.- powiedziałam.
-Albo trzech
ludzi…- zamyślił się chłopak.
-Kiedy wcielamy
plan w życie?- spytała Carmen. Na górze usłyszeliśmy straszliwy hałas i drugi strażnik
zniknął sprawdzić co się dzieje.
-Choćby i
teraz.- powiedziałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz