-Kastiel…
-zaczęła, a chłopak obrócił się w naszym kierunku.
-Co?-
spytał.
-Mamy plan
ucieczki, no i ja ci ufam… Pomógłbyś nam?- spytała z lekkim zakłopotaniem
francuska. Czerwonowłosy potaknął głową i Carmen zaczęła objaśniać mu plan.
Usłyszałam ciężkie kroki na schodach i gwar na dworze, pewnie Volturi
rozmyślają nad wyrokiem.
-Udaj jakbyś
prosiła o jedzenie.- powiedział do mnie, ponieważ stałam bliżej krat, no i
jestem urodzoną aktorką.
-No proszę!
Dłużej nie wytrzymam.- trzymając kraty, zaczęłam błagać.
-O co chodzi
Kas?- zapytał drugi strażnik.
-Mógłbyś
przyprowadzić trzech ludzi?- spytał go, a on potaknął i zniknął.
-Gotowi?-
zapytałam. Oczywiście trochę trwało przyprowadzenie pożywienia. Po 4 minutach
przed celą pojawiły się dwie dziewczynki i chłopak, oczywiście w pelerynach,
tak jak zaplanowaliśmy. Wpuszczono ich do celi, a Kastiel udawał, że zamyka
drzwi. Zrzuciłam blondynce pelerynę, na oko miała z 9 lat i była bardzo podobna do kogoś, kogo znałam, niestety nie wiem kogo, bo pamieć z życia człowieka widzę jak we mgle.
-Miranda…
proszę nie…- powiedziała jakby miała zaraz się rozpłakać.
-Skąd znasz
moje imię?- zdziwiłam się. Dziewczynka nie zdążyła mi odpowiedzieć, bo musieliśmy
już wychodzić. Carmen zrobiła hologramy. Zabrałam dziewięciolatce pelerynę,
zarzuciłam kaptur na głowę i trzymając ją za rękę, powiedziałam do Kastiela.
-Ona idzie z
nami.- Z tą dziewczynką czułam jakąś dziwną więź, no i było mi
jej żal.
-Jak masz
zamiar ją zabrać?- spytał. Do głowy nie przyszedł mi żaden pomysł.
-Daj ja ją
wezmę.- powiedział szatyn, biorąc dziewczynkę na ręce i chowając pod pelerynę.
-Ustawcie
się za mną gęsiego, Carmen, Mira i Tony. Wyjdziemy bocznym wyjściem.-
-Wolałabym
być z tyłu…- powiedziała nieśmiało francuska.
-Chcę cię
mieć na oku, Carmy.- powiedział pieszczotliwie i mrugnął do niej. Gdyby była
człowiekiem, na pewno zarumieniła by się. Stanęliśmy w ustalonej kolejności i
zaczęliśmy wędrówkę. Szliśmy w górę po krętych i nierównych schodach. Dawno
nikt nie przechodził tą drogą, bowiem widać było pajęczyny i liczne warstwy
kurzu. W pewnym momencie, stopień na którym stanęła Carmen, załamał się.
Pospiesznie złapałam ją za rękę, wisiała teraz nad czarną przepaścią. Sama nie
zdołam jej utrzymać.
-Pomóż.-
powiedziałam do przewodnika. Kastiel złapał za drugą rękę i wciągnęliśmy ją na górę.
-Stawajcie
na te stopnie co ja, niektóre się zawalają…- powiedział czerwono włosy.
-Zauważyliśmy.-
mruknął Tony. Nagle usłyszeliśmy odgłosy dochodzące z góry schodów. Zaczęliśmy
zbiegać szybko w dół. Niestety strażnicy otoczyli nas, została tylko przepaść… Zbliżali
się już, potrzebna szyba decyzja. Do głowy wpadł mi pewien pomysł.
-Skaczcie!- krzyknęłam.
-Postradałaś zmysły?! Na tą wysokość nawet wampiry mogą się roztrzaskać! Jeśli skoczymy wpadniemy do fosy, głęboko pod zamkiem!- ostrzegł Kastiel.
-Zaufajcie mi.- powiedziałam. Kiedy już nas prawie sięgali skoczyliśmy. Frunęliśmy dość krótko w powietrzu, ze względu na to, że mamy skórę z granitu. Kiedy byliśmy już prawie na dole, utrzymałam nas w powietrzu i delikatnie opuściłam na kamień.
-No, nie spodziewałem się tego po tobie.- powiedział z uznaniem Tony.
-Dzięki.- uśmiechnęłam się.
-A mogłabyś odgarnąć trochę tej wody? Przynajmniej na czas jaki będziemy iść.- powiedziała Carmen.
-Boisz się brudu?- spytał z lekkim śmiechem szatyn.
-We Francji, szanujemy ubrania.- dodała naburmuszona. Specjalnie dla mojej przyjaciółki, osłoniłam podłogę i zeszliśmy ze skały, a Tony odłożył dziewczynkę.
-Którędy idziemy?- spytałam. Były tylko dwie drogi, na prawo lub lewo. Poza tym, jest kompletnie ciemno, nie zauważyliśmy żadnego promyczka światła. Wzięłam jakąś mocną gałąź i zerwałam trochę materiału z peleryny. Dałam to blondynce i zapaliłam ogniem.
-Dziękuje.- powiedziała cicho.
-To w którą stronę idziemy?- spytała francuska.
-Na razie musimy dostać się na górę.- powiedział Kastiel. No tak jesteśmy parę metrów pod lochami.
-Moglibyśmy się wspiąć po skale...- podsunął Tony.
-Ale co wtedy zrobimy z ...-
-Annabeth.-zakończyła za mnie dziewczynka.
-Ile o nas wiesz?- spytał podejrzliwie Kastiel.
-Strażnik powiedział mi o was wszystko.-
-Długo jesteś w niewoli?-
-Ponad rok, rodzice myślą, że zginęłam.-
-Ile masz lat?-
-Dziesięć.-
Nagle do głowy wpadł mi super pomysł.
-Stańcie tutaj.- wskazałam miejsce w podłodze. Wszyscy ustawiliśmy się w danym miejscu i uniosłam ziemię. Lecieliśmy tak przez parę minut, aż dotarliśmy do schodów z których spadliśmy.
-Słuchajcie, mamy parę minut na ucieczkę, idźcie za mną.-powiedział Kastiel. Tony wziął Annabeth na ręce i zaczęliśmy wchodzić na górę. Szatyn przez cała drogę rozmawiał szeptem z dziewczynką. Doszliśmy do awaryjnego wyjścia, przy którym na nasze szczęście nie było nikogo. Wybiliśmy drzwi i znaleźliśmy się na dworze. Puściliśmy się w bieg do lasu i zatrzymaliśmy się wtedy, gdy byliśmy pewni, że tu nas nie znajdą. Kiedy Tony odkładał dziewczynkę, zaburczało jej w brzuchu.
-Musimy znaleźć jakieś miejsce, coś typu hotel.- powiedział Kastiel.
-A gdzie ty w lesie znajdziesz takie luksusy?- zażartował sobie z niego Tony.
-Chłopacy...- powiedziała Carmen.
-Jesteś aż taki głupi, żeby sądzić, że tutaj są jakieś budynki?- kontynuował szatyn.
-Nie zadzieraj ze mną...- warknął czerwonowłosy.
-Chłopacy...- powiedziała Carmen.
-A czemu niby miałbym tego nie robić?-
-Bo jestem starszy, silniejszy, mam lepszą orientacje w walce, no i jestem przystojniejszy.- powiedział z wyzywającym uśmiechem. Tony w oka mgnieniu rzucił się na Kastiela.
-Chłopacy!- krzyknęła Carmen. Na chwilę walka stanęła i oboje powiedzieli.
-Co?!-
-Tam jest chatka.- wskazała francuska. Zrobili wstydliwe miny i poszliśmy do gospody. Zapukałam, otworzyła nam starsza pani o siwych włosach. Patrzyła na nas dość długo, pewnie nie mogąc uwierzyć, że jesteśmy tak nierealnie piękni.
-Dobry wieczór.- powiedziała Carmen.
-Witam... O co chodzi?- zapytała staruszka.
-Potrzebujemy noclegu... może moglibyśmy "wynająć" u pani pokój na jedną noc?-
-Oczywiście! Zapraszam.- powiedziała i wpuściła nas do środka. Weszliśmy do niezbyt dużego salonu. Na stoliku przed szarą kanapą stał telewizor z lat 80. Pokój połączony był z kuchnią, znad której wychodziły schody do górnych pokoi. W sumie są 4 sypialnie, salon, łazienka i kuchnia.
-Rozgośćcie się.- powiedziała staruszka i zniknęła na pierwszym piętrze. Usiedliśmy na kanapie, żeby wyglądać na pozór normalnych. W telewizji leciał dziennik, w którym nawijali o nowym gatunku żółwia. Po 30 minutach, siwa pani zeszła i oznajmiła, że pokoje są przygotowane i zaraz zrobi kolację.
-My dziękujemy, nie jesteśmy głodni... ale dla niej.- Kastiel wskazał na Annabeth.- Może pani coś zrobić.-
-Chodź dziecko, pomożesz mi.- uśmiechnęła się do dziesięciolatki i zaprowadziła ją do kuchni. W tym czasie poszliśmy schodami do góry. Z przedpokoju ogrodzonego werandą, można było wejść do 5 pomieszczeń. Wciągnęłam mocno powietrze nosem. Wyczułam, że jedna sypialnia należy do gospodyni, a reszta jest przygotowana dla nas. Wchodziliśmy po kolei do pokoi, ale były w nich same małżeńskie łóżka.
-Dwa pokoje odpadają. Jeden dla Annabeth, a drugi jest tej pani.- powiedział Kastiel.
-I tak nie będziemy musieli spać, wystarczy, że po prostu się położymy i poczekamy, aż zaśnie.- powiedziałam do przyjaciół, a oni potaknęli. Wygoniłyśmy chłopaków do innego pomieszczenia, ponieważ chciałyśmy przebrać się w piżamę. Wszystko było przyszykowane, obie dostałyśmy koszule nocne, a pod nimi miałyśmy bieliznę. Wyszłyśmy do przedpokoju i tam zastałyśmy blondynkę. Złapała mnie za rękę i zaciągnęła do swojego pokoju.
-O co chodzi?- spytałam kiedy wchodziła do łóżka.
-Ty mnie na serio nie poznajesz?-
-Niestety nie... ludzkie wspomnienia widzę przez mgłę...-
-Kiedy twoja mama rozwiodła się z moim tatą i ty się urodziłaś, po sześciu latach urodziłam się ja... Czasami się spotykałyśmy, lepiłyśmy babki z piasku...- powiedziała, zmuszając mnie do myślenia. Teraz wszystko zrozumiałam. Annabeth jest moją przyrodnią siostrą...
-Skaczcie!- krzyknęłam.
-Postradałaś zmysły?! Na tą wysokość nawet wampiry mogą się roztrzaskać! Jeśli skoczymy wpadniemy do fosy, głęboko pod zamkiem!- ostrzegł Kastiel.
-Zaufajcie mi.- powiedziałam. Kiedy już nas prawie sięgali skoczyliśmy. Frunęliśmy dość krótko w powietrzu, ze względu na to, że mamy skórę z granitu. Kiedy byliśmy już prawie na dole, utrzymałam nas w powietrzu i delikatnie opuściłam na kamień.
-No, nie spodziewałem się tego po tobie.- powiedział z uznaniem Tony.
-Dzięki.- uśmiechnęłam się.
-A mogłabyś odgarnąć trochę tej wody? Przynajmniej na czas jaki będziemy iść.- powiedziała Carmen.
-Boisz się brudu?- spytał z lekkim śmiechem szatyn.
-We Francji, szanujemy ubrania.- dodała naburmuszona. Specjalnie dla mojej przyjaciółki, osłoniłam podłogę i zeszliśmy ze skały, a Tony odłożył dziewczynkę.
-Którędy idziemy?- spytałam. Były tylko dwie drogi, na prawo lub lewo. Poza tym, jest kompletnie ciemno, nie zauważyliśmy żadnego promyczka światła. Wzięłam jakąś mocną gałąź i zerwałam trochę materiału z peleryny. Dałam to blondynce i zapaliłam ogniem.
-Dziękuje.- powiedziała cicho.
-To w którą stronę idziemy?- spytała francuska.
-Na razie musimy dostać się na górę.- powiedział Kastiel. No tak jesteśmy parę metrów pod lochami.
-Moglibyśmy się wspiąć po skale...- podsunął Tony.
-Ale co wtedy zrobimy z ...-
-Annabeth.-zakończyła za mnie dziewczynka.
-Ile o nas wiesz?- spytał podejrzliwie Kastiel.
-Strażnik powiedział mi o was wszystko.-
-Długo jesteś w niewoli?-
-Ponad rok, rodzice myślą, że zginęłam.-
-Ile masz lat?-
-Dziesięć.-
Nagle do głowy wpadł mi super pomysł.
-Stańcie tutaj.- wskazałam miejsce w podłodze. Wszyscy ustawiliśmy się w danym miejscu i uniosłam ziemię. Lecieliśmy tak przez parę minut, aż dotarliśmy do schodów z których spadliśmy.
-Słuchajcie, mamy parę minut na ucieczkę, idźcie za mną.-powiedział Kastiel. Tony wziął Annabeth na ręce i zaczęliśmy wchodzić na górę. Szatyn przez cała drogę rozmawiał szeptem z dziewczynką. Doszliśmy do awaryjnego wyjścia, przy którym na nasze szczęście nie było nikogo. Wybiliśmy drzwi i znaleźliśmy się na dworze. Puściliśmy się w bieg do lasu i zatrzymaliśmy się wtedy, gdy byliśmy pewni, że tu nas nie znajdą. Kiedy Tony odkładał dziewczynkę, zaburczało jej w brzuchu.
-Musimy znaleźć jakieś miejsce, coś typu hotel.- powiedział Kastiel.
-A gdzie ty w lesie znajdziesz takie luksusy?- zażartował sobie z niego Tony.
-Chłopacy...- powiedziała Carmen.
-Jesteś aż taki głupi, żeby sądzić, że tutaj są jakieś budynki?- kontynuował szatyn.
-Nie zadzieraj ze mną...- warknął czerwonowłosy.
-Chłopacy...- powiedziała Carmen.
-A czemu niby miałbym tego nie robić?-
-Bo jestem starszy, silniejszy, mam lepszą orientacje w walce, no i jestem przystojniejszy.- powiedział z wyzywającym uśmiechem. Tony w oka mgnieniu rzucił się na Kastiela.
-Chłopacy!- krzyknęła Carmen. Na chwilę walka stanęła i oboje powiedzieli.
-Co?!-
-Tam jest chatka.- wskazała francuska. Zrobili wstydliwe miny i poszliśmy do gospody. Zapukałam, otworzyła nam starsza pani o siwych włosach. Patrzyła na nas dość długo, pewnie nie mogąc uwierzyć, że jesteśmy tak nierealnie piękni.
-Dobry wieczór.- powiedziała Carmen.
-Witam... O co chodzi?- zapytała staruszka.
-Potrzebujemy noclegu... może moglibyśmy "wynająć" u pani pokój na jedną noc?-
-Oczywiście! Zapraszam.- powiedziała i wpuściła nas do środka. Weszliśmy do niezbyt dużego salonu. Na stoliku przed szarą kanapą stał telewizor z lat 80. Pokój połączony był z kuchnią, znad której wychodziły schody do górnych pokoi. W sumie są 4 sypialnie, salon, łazienka i kuchnia.
-Rozgośćcie się.- powiedziała staruszka i zniknęła na pierwszym piętrze. Usiedliśmy na kanapie, żeby wyglądać na pozór normalnych. W telewizji leciał dziennik, w którym nawijali o nowym gatunku żółwia. Po 30 minutach, siwa pani zeszła i oznajmiła, że pokoje są przygotowane i zaraz zrobi kolację.
-My dziękujemy, nie jesteśmy głodni... ale dla niej.- Kastiel wskazał na Annabeth.- Może pani coś zrobić.-
-Chodź dziecko, pomożesz mi.- uśmiechnęła się do dziesięciolatki i zaprowadziła ją do kuchni. W tym czasie poszliśmy schodami do góry. Z przedpokoju ogrodzonego werandą, można było wejść do 5 pomieszczeń. Wciągnęłam mocno powietrze nosem. Wyczułam, że jedna sypialnia należy do gospodyni, a reszta jest przygotowana dla nas. Wchodziliśmy po kolei do pokoi, ale były w nich same małżeńskie łóżka.
-Dwa pokoje odpadają. Jeden dla Annabeth, a drugi jest tej pani.- powiedział Kastiel.
-I tak nie będziemy musieli spać, wystarczy, że po prostu się położymy i poczekamy, aż zaśnie.- powiedziałam do przyjaciół, a oni potaknęli. Wygoniłyśmy chłopaków do innego pomieszczenia, ponieważ chciałyśmy przebrać się w piżamę. Wszystko było przyszykowane, obie dostałyśmy koszule nocne, a pod nimi miałyśmy bieliznę. Wyszłyśmy do przedpokoju i tam zastałyśmy blondynkę. Złapała mnie za rękę i zaciągnęła do swojego pokoju.
-O co chodzi?- spytałam kiedy wchodziła do łóżka.
-Ty mnie na serio nie poznajesz?-
-Niestety nie... ludzkie wspomnienia widzę przez mgłę...-
-Kiedy twoja mama rozwiodła się z moim tatą i ty się urodziłaś, po sześciu latach urodziłam się ja... Czasami się spotykałyśmy, lepiłyśmy babki z piasku...- powiedziała, zmuszając mnie do myślenia. Teraz wszystko zrozumiałam. Annabeth jest moją przyrodnią siostrą...
Tajemnicza chatka w lesie w czasie kryzysu i kłótnia chłopaków?
OdpowiedzUsuńCoś zgapione od mojego pierwszego bloga z tą sceną z Nath'em i Kają w lesie :P I sprzeczką pomiędzy Max'em a Tomem. xD
Tak to nie mam uwag.
Jedynie prawa autorskie ;*****
Dawaj next'a :D
Akurat nie skopiowałam praw autorskich. Ponieważ każdy może być w lesie i w chatce. Postacie też są inne, no i oczywiście inne dialogi. Dlatego to nie było wzorowanie się na twoim blogu. Buźka ;*
Usuń