-Przepraszam.-
powiedział jakiś męski głos próbujący wyrwać mnie z odrętwienia. Obróciłam powoli
głowę. Za mną stał jakiś turysta. Nie, tylko nie to! Od razu poczułam zapach krwi… ona do mnie przemawia? Nie mogę dać się ponieść.
-Tak?-
spytałam.
-Wie pani
może jak dostać się...- zaczął rozkładać mapę.- Tu.- pokazał palcem.
-Trzeba
przejść na drugą stronę ulicy i skręcić w prawo.- powiedziałam. Zaczęłam odczuwać
lekkie palenie w gardle. Składając mapę mężczyzna skaleczył się, z jego palca
zaczęła kapać krew.
-Czy coś się
stało?-powiedział patrząc na wyraz mojej twarzy.
Nic nie
odpowiadając, walnęłam go w głowę. Zemdlał. Klęknęłam nad nim i chwyciłam go za
rękę. Zdecydowałam nie rezygnować ze zdobyczy. Kiedy już przysuwałam palec do
ust, za mną stanęły dwa inne wampiry. Nie zwracałam na nie uwagi, byłam zbyt
zajęta piciem krwi. Oboje mnie odciągnęli od tego faceta.
-Mira
przestań!- krzyknął Emmet, a ja pokazałam mu kły. Razem z Jasperem zamknęli mnie
w uścisku. Warczałam ile się dało.
-Krew… pić…-
powiedziałam coraz bardziej tracąc nad sobą kontrolę. Szybko zanieśli minie do
ich domu. Oczywiście każdy już wiedział co zrobiłam, bo Alice umie przewidywać przyszłość,
opartą na decyzjach, a ja właśnie zdecydowałam się wypić z tego turysty krew.
Jasper i Emmet nadal mnie nie puszczali, musieli odczekać, aż zapanuję nad
pragnieniem. Kiedy wróciła mi pełna świadomość puścili mnie. Weszłam do salonu,
wszyscy siedzieli z założonymi rękami.
-Siadaj i
opowiadaj.- zachęcił mnie Carlisle.
-To się
działo tak szybko… turysta zapytał mnie o drogę i jak składał mapę to skaleczył
się i ja… straciłam nad sobą kontrolę…- załamał mi się głos.
-Żyje?-
spytała mnie Alice.
-Nie wypiła
całej krwi, nadal oddychał.- powiedział Jasper.
-Czyli będziemy
mieć kolejnego wampirka.- powiedziała Rosalie. Po tych słowach poszłam szybko
do przydzielonego mnie pokoju. Usiadłam przy pianinie i zaczęłam grać smutną
melodię. Zaraz po mnie, w drzwiach stanęła Carmen z Jace’m. Usiedli obok mnie
przy instrumencie i zaczęli mnie pocieszać, mówiąc takie puste słowa jak ,,To
mogło się każdemu zdarzyć” lub ,,To nie twoja wina, to pragnienie.” Minęło
chwilę czasu i przyszła Alice.
-Ja wiem co
poprawi ci humor.- powiedziała. Poszłyśmy razem z nią do jej samochodu i
odjechałyśmy. Jace został w domu pomagać w czymś. Zajechałyśmy pod centrum
handlowe.
-Alice, za
bardzo nie przepadam za zakupami…- powiedziałam, ale nie chciałam jej psuć
nastroju więc posłusznie poszłyśmy. Przymierzałyśmy najróżniejsze
ubrania, od spodni do sukienek. Ostatnim celem naszej wyprawy był sklep Le moda. Przymierzałyśmy w nim stroje kąpielowe.
Carmen wybrała czerwony, ja biało-niebieski, a Alice zielony. Podchodząc do
kasy rozpoznałam sprzedawcę.
-Tony? Ty tu
pracujesz?- spytałam. Przy kasie stał we własnej osobie brat chłopaka Cassie.
Wyczułam, że też jest wampirem.
-Cześć Mira.
Tak kupujcie, bo za 5 minut zamykamy.-
Pospiesznie
kupiłyśmy stroje i wyszłyśmy ze sklepu. Czekałam z Carmen przy samochodzie.
-Gdzie
zapodziała się Alice?- spytałam licząc, że Carmen mi wyjaśni. Po 3 minutach i
49 sekundach (umysł wampira ;P) wreszcie się zjawiła. Ale nie była sama,
przyszedł z nią kasjer z La mody. Popatrzyłyśmy
wymownie na dziewczynę.
-Wiecie, powiedziałam
waszym przyjaciołom, że robimy imprezę na plaży, no i zaprosiłam też Tony’ego.-
powiedziała z uśmiechem. Jechaliśmy trochę samochodem i dojechaliśmy do La Push.
-Czy nie przekroczyliśmy
granicy wilków?- spytała Carmen.
-Ta granica
już dawno nie istnieje.- powiedziała Alice.
Kiedy
zatrzymaliśmy się, pospiesznie poszliśmy do przebieralni i dosłownie po 4
sekundach byliśmy w strojach kąpielowych. Na leżaku Cassie czytała książkę, a koło
niej reszta grała w siatkówkę. Nie miałam ochoty na tą grę.
Moją uwagę skupiło zbiorowisko chłopców, którzy skakali z klifu. Skoro nie mogę się zabić, to też chcę skoczyć.
Podeszłam szybko do nastolatków. Kilka zatkało nos na mój widok, niektórzy też
warczeli.
-Czego
chcesz?- spytał wysoki szatyn.
-Chciałam
skoczyć z klifu.- powiedziałam, a oni mnie przepuścili. Skoczyłam, ale nie dotknęłam wody. Wisiałam
jakby nigdy nic w powietrzu… dość wysoko w powietrzu. Można powiedzieć, że jakieś
2 kilometry ponad klifem. Nagle zaczęłam spadać, postanowiłam znowu unieść się
w górę, ale byłam za mało skoncentrowana. Liczyłam na mocny chlup do wody, ale
poczułam jak ktoś mnie trzyma. Otworzyłam oczy (oczywiście ze strachu je
zamknęłam xD) byłam w ramionach Tony’ego. Otworzyłam lekko usta ze zdziwieniem,
w tak szybkim czasie, nawet jak na wampira, złapał mnie.
-Jaki
chwyt.- palnęłam, a on uśmiechnął się.- Puść mnie.- Zaniósł mnie na brzeg i
jeszcze trochę trzymał.- Na serio puść mnie… no chyba, że chcesz oberwać.-
powiedziałam i tym razem odstawił mnie na ziemię. No tak kilka faktów o mnie:
Nie lubię przyjmować pomocy, nie lubię być tykana przez chłopaków, nie lubię
jak ktoś narusza moją przestrzeń osobistą i nie lubię węży (xD). Chciałam teraz
na serio popływać. Wciągnęłam czytającą Carmen do wody.
-Zawody w
wstrzymywaniu oddechu?- zaproponowała.
-Carmy… przecież
wampiry nie muszą oddychać.- powiedziałam.
-I tak byś
wygrała, bo swoim talentem wypchnęłabyś mnie na powierzchnię.-
-A ty byś
zatrzymała mnie w miejscu swoją zdolnością czasową i wyciągnęła mnie na
powierzchnię.-
-Wcale bym
tak nie zrobiła!-
-No nie
jestem taka pewna…- mruknęłam i Carmen chlapnęła mnie wodą. -Ja ci zaraz
pokarzę.-
Uniosłam
falę i zakryłam ją moją przyjaciółkę. Jej kręcone włosy przylepiły się do
twarzy i powiedziała wypluwając wodę.
-Z tobą nie
mam szans…-
Po naszych chlapanych
zawodach, usiadłyśmy na piasku tak, by fale delikatnie muskały nasze stopy.
Wszyscy się do nas dosiedli i patrzyliśmy, jaki cud to zachód słońca. Poczułam
rękę Tony’ego na swojej i szybko ją zabrałam. Jaki on śmiały! No ale mnie nie
łatwo zdobyć. Przez całe życie miałam tylko jednego chłopaka, który był na tyle
cierpliwy, że zalecał się do mnie prawie przez półtora roku. Słonce zaszło i
wróciliśmy do domu. Przez cały dzień zdążyłam zgłodnieć, palenie było niemal nie do
wytrzymania. Poszłam szybko się odświeżyć i wróciłam do salonu. Zastałam tam wszystkich
i tego turystę, który teraz leżał na kanapie.
-O co
chodzi?- spytałam.
-Mira… ten
turysta to Matt… mój chłopak…- powiedziała Cassandra.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńLol! Ta końcówka! Boże gdybyś go zabiła...
OdpowiedzUsuńNo cóż, miłego pisania i weny<3