Otworzyłam
delikatnie oczy. Mogłam dojrzeć niemal każdy szczegół, ludzi za 10 pagórkami,
mrówki daleko w lesie, poza tym wyostrzyły mi się też inne zmysły.
Nowonarodzeni przez kilka pierwszych miesięcy są super silni. Jestem teraz
silna, szybka i kto wie czy nie posiadam jakiejś specjalnej umiejętności. Wstałam
powoli i podeszłam do lustra. Miałam piękną bladą cerę, szkarłatne oczy, długie
czarne włosy pozostały bez zmian. Ubrana byłam w czarną sukienkę i czerwoną
pelerynę.
-Cześć.-
powiedziałam nieco się dziwiąc. Mój głos był słodki i uwodzicielski.- Jestem
Miranda.-
-Ja jestem
Carmen.- powiedziała trochę nieśmiało. Była ubrana tak samo jak ja. Ze schodów
usłyszałam głos.
-Zejdźcie na
dół.-
Pospiesznie
zeszłyśmy. W Sali Tronowej byli wszyscy Volturi i ich straż oraz inne nieznane
mi wampiry. Widocznie nikt się już nie przemieniał, bo nie słychać było żadnych
krzyków.
-Nowonarodzone
wampiry, wystąpcie na środek. –odezwał się Aro. Ustawiliśmy się w szeregu i
główny Volturi wezwał Eleazara, wykrywacza talentów. Stałam pomiędzy chłopakiem
w moim wieku i Carmen. Okazało się, że owy blondyn ma na imię Jace i jego
talent to utworzenie niewidzialnej tarczy która chroni i umysłowo i fizycznie. Teraz
przyszła kolej na mnie. Chwycił mnie za rękę i powiedział.
-Ta oto
nowonarodzona potrafi władać nad czterema żywiołami.- usłyszałam lekkie
zdumienie.- Ta oto młoda wampirzyca umie władać czasem.- powiedział o
umiejętności Carmen. Kiedy Eleazar skończył objawiać talenty, głos zabrał Aro.
-Jak wiecie,
jest misja do zrobienia. Trzeba sprawdzić czy córka Cullenów jest bezpieczna
dla otoczenia. Na misję wybierze się czterech nowonarodzonych i jeden z moich
podwładnych.- zamyślił się.- Będziesz to ty… ty… ty i ty-wskazywał na nas
palcami.-Wyjdźcie na środek.- Wyszłam razem z Carmen, Jace’m i dziewczyną z
którą chodziłam do gimnazjum… przecież to Cassandra! Ona wampirem?! –
Wyruszacie dziś w nocy.- zakończył.
Wszyscy się
rozeszli, a my podeszliśmy do siebie, żeby się lepiej poznać.
-Cass, to
ty?- spytałam.
-Miranda?-
spytała z niedowierzaniem. Potaknęłyśmy głowami i uśmiechnęłyśmy się.
-Jaką masz
zdolność?- spytała Carmen.
-Umiem
porozumiewać się i czytać w myślach… O ile dobrze zrozumiałam… -powiedziała.
Po
zapoznaniu się ze sobą, wszyscy się na mnie popatrzyli. A ja poczułam dziwny
ogień w gardle.
-O co
chodzi?- spytałam.
-Wiesz… my
się już pożywialiśmy…- powiedział Jace. Podeszłam do lustra, to prawda, że oczy
zmieniały się wraz z narastającym głodem, miałam je teraz niemal czarne.
-Piliście
krew ze zwierząt? -spytałam. Słyszałam, że Cullenowie i niektóre rodziny tak
się odżywiają. Pokręcili przecząco głową. Picie krwi z ludzi wydawało mi się
takie… nie taktowne… i trochę obrzydliwe.
-Wiesz…
ludzka krew bardziej syci niż zwierzęca.-odezwała się Cassandra.- Idź spytaj
się Aro.- zaproponowała. Tak bo przecież łatwiutko podejść do szefa Volturi i
poprosić go o człowieka. Prościzna… Żar w gardle nasilał się, nie mogłam dłużej
czekać. Wybiegłam z zamku i udałam się na dziedziniec. Niewielka ilość ludzi
przebywała na nim teraz, no ale mogłam coś wypatrzeć. Moje spojrzenie przykuła
samotna kobieta, średnim wieku, strasznie smutna. Podeszłam do niej „człowieczym” krokiem.
-Przepraszam…
Mogłaby pani pokazać mi drogę, zaczynając od tamtego budynku?- zapytałam
ciągnąc ją za rękę. Przy budynku bez okien i żadnych ciekawskich przechodniów,
przycisnęłam ją do ściany i zatopiłam kły w jej szyi. Jakież to było wspaniałe
uczucie! Nareszcie najeść się do syta i przestać czuć żar w gardle. Kiedy z
kobiety uszła cała krew, osunęła się na ziemię. Co by tu zrobić, żeby pozbyć
się zwłok?... Skoro mam talent 4 żywiołów, to może by ją spalić? Wyobraziłam
sobie kule ognia na moich dłoniach. Po chwili poczułam miłe ciepło muskające
moją skórę. Udało się! Rzuciłam kule na ciało kobiety, a ta zajęła się ogniem.
Szybko spaliła się i po ciele ani śladu. Zauważyłam, że ktoś mi się przygląda.
Spod cienia wyszła mała dziewczynka w kapturze, była to Jane, podwładna
straż Volturi.
-Nieładnie
to tak żerować bez pozwolenia na naszym terytorium…- powiedziała uśmiechając
się.
-Przepraszam…
byłam głodna…- powiedziałam szykując ręce do odpalenia kolejnych kul. Zauważyła
to i spojrzała na mnie. Nagle przeszył moją czaszkę ogromny ból. Upadłam na
ziemię i krzyczałam.
-Nieładnie,
oj nieładnie…- dodała ze śmiechem. W oddali usłyszałam głos Jace’a z Carmen.
Przybiegli mi na pomoc. Jane też ich usłyszała i na chwilę ból ustąpił. Jace
trzymający za rękę Carmen chwycił i mnie, no tak tarcza. Jane wykrzywiła twarz
w grymasie i poszła do Volterry.
-Na miłość
boską! Nie można spuścić cię z oka nawet na minutę!- powiedział.- Wyjątkowy
talent do wpakowywania się w kłopoty… Nie mogłaś spytać Aro o pożywienie, tylko
sama chcesz wszystko robić!- krzyknął na mnie.
-Co się tak
wydzierasz?! Przecież to tylko Jane!- obroniłam się.
-Tak, ale
Aro może zobaczyć jej wspomnienie i zginiemy przez ciebie!- warknął.
-Jace,
przestań już…- broniła mnie Carmen. Bez słowa poszliśmy do Sali Tronowej i tam
zastała nas Jane z uśmiechem.
-Aro cie
wzywa.- powiedziała do mnie. Carmen i Jace chcieli iść ze mną.- Nie, bez
przyjaciół.- dodała i wprowadziła mnie do Sali.
Świetne! Jak wszystkie twoje historie
OdpowiedzUsuńTylko proszę cię, pisz, pisz ,pisz i nie przestawaj. Bo to twoje opowiadanie lubię najbardziej ♥
Zgadzam się z Victorią w 100 procentach... pisz, pisz, pisz!!!
OdpowiedzUsuńEeeee.... KUUUUUUUUUUUUUUUM!!! xD
OdpowiedzUsuńNie, nie przestanę :P
No i dobra, zgadzam się z tamtymi wyżej :P
Pisz, pisz, pisz ;D
Carmy ◕‿◕