środa, 24 kwietnia 2013

Rozdział 2- Talenty.


Otworzyłam delikatnie oczy. Mogłam dojrzeć niemal każdy szczegół, ludzi za 10 pagórkami, mrówki daleko w lesie, poza tym wyostrzyły mi się też inne zmysły. Nowonarodzeni przez kilka pierwszych miesięcy są super silni. Jestem teraz silna, szybka i kto wie czy nie posiadam jakiejś specjalnej umiejętności. Wstałam powoli i podeszłam do lustra. Miałam piękną bladą cerę, szkarłatne oczy, długie czarne włosy pozostały bez zmian. Ubrana byłam w czarną sukienkę i czerwoną pelerynę.
-Cześć.- powiedziałam nieco się dziwiąc. Mój głos był słodki i uwodzicielski.- Jestem Miranda.-
-Ja jestem Carmen.- powiedziała trochę nieśmiało. Była ubrana tak samo jak ja. Ze schodów usłyszałam głos.
-Zejdźcie na dół.-
Pospiesznie zeszłyśmy. W Sali Tronowej byli wszyscy Volturi i ich straż oraz inne nieznane mi wampiry. Widocznie nikt się już nie przemieniał, bo nie słychać było żadnych krzyków.
-Nowonarodzone wampiry, wystąpcie na środek. –odezwał się Aro. Ustawiliśmy się w szeregu i główny Volturi wezwał Eleazara, wykrywacza talentów. Stałam pomiędzy chłopakiem w moim wieku i Carmen. Okazało się, że owy blondyn ma na imię Jace i jego talent to utworzenie niewidzialnej tarczy która chroni i umysłowo i fizycznie. Teraz przyszła kolej na mnie. Chwycił mnie za rękę i powiedział.
-Ta oto nowonarodzona potrafi władać nad czterema żywiołami.- usłyszałam lekkie zdumienie.- Ta oto młoda wampirzyca umie władać czasem.- powiedział o umiejętności Carmen. Kiedy Eleazar skończył objawiać talenty, głos zabrał Aro.
-Jak wiecie, jest misja do zrobienia. Trzeba sprawdzić czy córka Cullenów jest bezpieczna dla otoczenia. Na misję wybierze się czterech nowonarodzonych i jeden z moich podwładnych.- zamyślił się.- Będziesz to ty… ty… ty i ty-wskazywał na nas palcami.-Wyjdźcie na środek.- Wyszłam razem z Carmen, Jace’m i dziewczyną z którą chodziłam do gimnazjum… przecież to Cassandra! Ona wampirem?! – Wyruszacie dziś w nocy.- zakończył.
Wszyscy się rozeszli, a my podeszliśmy do siebie, żeby się lepiej poznać.
-Cass, to ty?- spytałam.
-Miranda?- spytała z niedowierzaniem. Potaknęłyśmy głowami i uśmiechnęłyśmy się.
-Jaką masz zdolność?- spytała Carmen.
-Umiem porozumiewać się i czytać w myślach… O ile dobrze zrozumiałam… -powiedziała.
Po zapoznaniu się ze sobą, wszyscy się na mnie popatrzyli. A ja poczułam dziwny ogień w gardle.
-O co chodzi?- spytałam.
-Wiesz… my się już pożywialiśmy…- powiedział Jace. Podeszłam do lustra, to prawda, że oczy zmieniały się wraz z narastającym głodem, miałam je teraz niemal czarne.
-Piliście krew ze zwierząt? -spytałam. Słyszałam, że Cullenowie i niektóre rodziny tak się odżywiają. Pokręcili przecząco głową. Picie krwi z ludzi wydawało mi się takie… nie taktowne… i trochę obrzydliwe.
-Wiesz… ludzka krew bardziej syci niż zwierzęca.-odezwała się Cassandra.- Idź spytaj się Aro.- zaproponowała. Tak bo przecież łatwiutko podejść do szefa Volturi i poprosić go o człowieka. Prościzna… Żar w gardle nasilał się, nie mogłam dłużej czekać. Wybiegłam z zamku i udałam się na dziedziniec. Niewielka ilość ludzi przebywała na nim teraz, no ale mogłam coś wypatrzeć. Moje spojrzenie przykuła samotna kobieta, średnim wieku, strasznie smutna. Podeszłam do niej  „człowieczym” krokiem.
-Przepraszam… Mogłaby pani pokazać mi drogę, zaczynając od tamtego budynku?- zapytałam ciągnąc ją za rękę. Przy budynku bez okien i żadnych ciekawskich przechodniów, przycisnęłam ją do ściany i zatopiłam kły w jej szyi. Jakież to było wspaniałe uczucie! Nareszcie najeść się do syta i przestać czuć żar w gardle. Kiedy z kobiety uszła cała krew, osunęła się na ziemię. Co by tu zrobić, żeby pozbyć się zwłok?... Skoro mam talent 4 żywiołów, to może by ją spalić? Wyobraziłam sobie kule ognia na moich dłoniach. Po chwili poczułam miłe ciepło muskające moją skórę. Udało się! Rzuciłam kule na ciało kobiety, a ta zajęła się ogniem. Szybko spaliła się i po ciele ani śladu. Zauważyłam, że ktoś mi się przygląda. Spod cienia wyszła mała dziewczynka w kapturze, była to Jane, podwładna straż  Volturi.
-Nieładnie to tak żerować bez pozwolenia na naszym terytorium…- powiedziała uśmiechając się.
-Przepraszam… byłam głodna…- powiedziałam szykując ręce do odpalenia kolejnych kul. Zauważyła to i spojrzała na mnie. Nagle przeszył moją czaszkę ogromny ból. Upadłam na ziemię i krzyczałam.
-Nieładnie, oj nieładnie…- dodała ze śmiechem. W oddali usłyszałam głos Jace’a z Carmen. Przybiegli mi na pomoc. Jane też ich usłyszała i na chwilę ból ustąpił. Jace trzymający za rękę Carmen chwycił i mnie, no tak tarcza. Jane wykrzywiła twarz w grymasie i poszła do Volterry.
-Na miłość boską! Nie można spuścić cię z oka nawet na minutę!- powiedział.- Wyjątkowy talent do wpakowywania się w kłopoty… Nie mogłaś spytać Aro o pożywienie, tylko sama chcesz wszystko robić!- krzyknął na mnie.
-Co się tak wydzierasz?! Przecież to tylko Jane!- obroniłam się.
-Tak, ale Aro może zobaczyć jej wspomnienie i zginiemy przez ciebie!- warknął.
-Jace, przestań już…- broniła mnie Carmen. Bez słowa poszliśmy do Sali Tronowej i tam zastała nas Jane z uśmiechem.
-Aro cie wzywa.- powiedziała do mnie. Carmen i Jace chcieli iść ze mną.- Nie, bez przyjaciół.- dodała i wprowadziła mnie do Sali.

3 komentarze:

  1. Świetne! Jak wszystkie twoje historie
    Tylko proszę cię, pisz, pisz ,pisz i nie przestawaj. Bo to twoje opowiadanie lubię najbardziej ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Victorią w 100 procentach... pisz, pisz, pisz!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Eeeee.... KUUUUUUUUUUUUUUUM!!! xD
    Nie, nie przestanę :P
    No i dobra, zgadzam się z tamtymi wyżej :P
    Pisz, pisz, pisz ;D
    Carmy ◕‿◕

    OdpowiedzUsuń