Weszłam do
Sali, Aro siedział na swoim miejscu, a jego straż stała dalej. Powitał mnie z
uśmiechem.
-Witaj
Mirando, doszły mnie słuchy, że żywiłaś się ludzka krwią na naszym terytorium.
Wiesz, że to przynosi złą sławę. To prawda?- spytał.
-Tak.-
powiedziałam cicho zwieszając głowę.
-Mogę
zerknąć?- spytał sięgając po moją rękę, wyciągnęłam ją ku niemu. Wzrok Aro stał
się na chwilę nieobecny, ale potem popatrzył na mnie całkiem przytomnie.
-Bardzo
szybko rozwijasz swoją umiejętność.- dodał.- No, ale takie zachowanie nie może
ujść płazem, wiesz reputacja…- przełknęłam ślinę.
-Proponuję
przydzielić im kogoś do ich misji.- zaproponował Kajusz.
-Wybornie!-
krzyknął Aro.- Victorio może ty pojedziesz?-
Na środek
wyszła najpiękniejsza kobieta jaką widziałam. Ubrana była jak każdy sługa
Volturi, w czerwoną pelerynę. Spod niej wystawały piękne, długie blond włosy.
Wyglądała na 19- latkę.
-Za 15 minut na dziedzińcu.- powiedziała Victoria.Wyszłam pospiesznie z Sali Tronowej, nawet nie czekając
na pozwolenie.
Poszłam do pokoju przydzielonego mnie,
Carmen i Cassandrze. W sypialni zastałam obie dziewczyny.
-Mira, zaraz
wyjeżdżamy… jesteś najedzona?- spytała mnie Carmen. No tak, ja jestem ta którą
trzeba pilnować.
-Tak, dzięki
za troskę.- odpowiedziałam.-U kogo nocujemy?- spytałam.
-Wiesz… mam
chłopaka który jest człowiekiem i możemy u niego.- dodała Cassandra, a my
potaknęłyśmy na zgodę. W mózgu miałam strasznie dużo wolnej przestrzeni. Mogłam
zapamiętywać każde słowo, teraz akurat odliczałam czas. Ktoś krzyknął z dołu i zeszłyśmy
na dziedziniec. Zastałyśmy tam Volturi i cztery czerwone porsche. Odezwał się
Kajusz.
-Dla każdego
zostało przydzielone auto, pieniądze i zestaw ubrań. Mam nadzieję, że macie
gdzie nocować.-
Każdy wsiadł
do swojego samochodu i odjechaliśmy. Victoria miała trzymać się na uboczu i
tylko nas doglądać. Podróż trwała kilka dni i dojechaliśmy przed dom chłopaka
Cassandry. Zapukała i otworzył nam brat Matthewa (partnera Cass).
-Hej, jestem
bratem Matta, Tony.-przywitał się.- Niestety nie będziecie mogli wszyscy tu
zanocować… mamy dość mało miejsca.- powiedział.
-Dobra nie
ma problemu. Cass zostajesz, a my sprawdzimy co tam u Cullenów.- powiedziałam i
podjechaliśmy pod ich dom. Wszyscy byli w środku. Na małej polance przed innym
domem była wampirzyca-siedmiolatka, której towarzyszył wilk. Wszyscy to
zauważyliśmy i podbiegliśmy do niej, myśląc, że zaraz zaatakuje. Carmen wzięła
ją na ręce, a ja utworzyłam krąg ognia, by chronić nas od tego wilka. Jace
stanął na przedzie i ochronił nas tarczą.
-Mamo!-
zawołała dziewczynka. W oka mgnieniu przed kręgiem stanęła Bella i Edward
Cullenowie. Za głosem przyszła tez reszta rodziny. Od wilka jechał straszny
smród.
- Załatwmy
to pokojowo…- odezwał się Carlisle. Na te słowa podniosłam wyżej krąg.
-Mira ja tu
będę negocjował… Obniż trochę krąg.- powiedział Jace, a ja zrobiłam to co
kazał.
-Oddaj mi
moją córkę!- krzyknęła Bella. Carmen kucnęła i spytała się dziewczynki.
-To jest twoja
mama?- Dziewczynka potaknęła, a Carmen ją wypuściła. Zburzyłam krąg i obie
chwyciłyśmy Jace’a za rękę.
-A więc w
jakiej sprawie przybywacie?- spytał Edward.
-Posłali nas
Volturi, by sprawdzić, czy to dziecko nie stanowi zagrożenia.- powiedział nasz
towarzysz.
-Zapraszamy
do środka.- odezwała się Esme. Weszliśmy do tego jakże wielkiego domu! Jace i
Carmen usiedli na kanapie, a ja stałam z tyłu, żeby nie przeszkadzać im w
załatwianiu spraw. Jakby to ująć? Mam dość wybuchowy temperament. Przeglądałam
ich rodzinne zdjęcia, gdy nagle, jakby z nikąd poczułam się szczęśliwa, a przed
chwilą byłam zaniepokojona. Obejrzałam się za siebie.
-Jasper
wyjdź.- powiedział Edward, a on posłusznie spełnił rozkaz brata. Wróciłam do
oglądania rodzinnych pamiątek. W końcu znudziło mnie to i przeszłam do kuchni.
Nim to wyczułam za mną stał Edward.
-Czemu za
mną łazisz?- spytałam bez cienia emocji.
-Musze cię
pilnować.- odpowiedział. No nie, znowu kolejna niańka!
-Przecież
sama w osobnym pomieszczeniu, raczej nie zrobię nikomu krzywdy.- powiedziałam i
poszłam podziwiać piękną porcelanową wystawę. Edward nic nie mówił, ale jestem
pewna, że szpera w mojej głowie.
-Możesz
przestać?- spytałam sarkastycznie, a on uśmiechnął się. Debil. Mam nadzieję, że
to „wyczytał”.
-Przestań
szperać w mojej głowie i zadawaj pytania, jak na normalnego… wampira
przystało.- zaproponowałam.
-Po co tu
przyjechaliście?-
- Z misją od Volturi, aby sprawdzić czy twoja
córka nie stanowi zagrożenia.-
- Ile dni
jesteś wampirem?-
- Jakieś
dwa…- odpowiedziałam niepewnie, bo nie wiedziałam czy przeistoczenie też się
zalicza. Lekko się zdziwił, a potem zadał już ostatnie pytanie.
- Kto cie
przemienił?-
-Kajusz.-
Usłyszałam,
że Jace i Carmen wstają z kanapy więc migiem wróciłam do salonu.
-Oczywiście
Carlisle’lu poświadczymy, że Renesmee nie stanowi żadnego zagrożenia.-
powiedziała moja przyjaciółka.
-Może
zostaniecie parę dni?- zaproponowała Esme.
-No jeśli
nie będziemy sprawiać kłopotu.- uśmiechnął się Jace. Alice chwyciła nasze
walizki (które jakimś cudem były w salonie) i każdą położyła do innego
pomieszczenia. Mi trafił się przestronny pokój, ze ścianami pomalowanymi na
jasny błękit (mój ulubiony kolor). Stało tam pianino, łóżko (nie wiem po co, przecież wampiry nie śpią) i szafy. Od razu rzuciłam
się do instrumentu i zaczęłam grać pierwszą lepsza melodię. Od dziecka rodzice
załatwiali mi lekcje na tym jakże wspaniałym urządzeniu. Kiedy skończyłam grać,
wyszłam na zewnątrz. Jace rozmawiał o czymś z Edwardem, a Carmen chyba
trenowała swoje umiejętności czasowe.
-Hej mała.-
czyjś głos zabrzmiał za moimi plecami. To był Emmet.- Masz ochotę potrenować
swoje umiejętności?-
-Na serio
tak bardzo chcesz, żebym spuściła ci łomot? Mnie tam pasuje.- uśmiechnęłam się
wyzywająco. Postanowiłam wykorzystać wszystkie cztery żywioły. Zaczęłam od
wody. Koło nas było małe jeziorko. Podniosłam ręce z dołu do góry, a woda
powtarzała moje ruchy. Atakowałam Emmeta mackami wodnymi, a on zwinnie unikał.
Teraz podniosłam wszystkie w okolicy kamienie i zaczęłam walić wszystkimi naraz
w niego. Walnęłam go chyba z 10 razy, uśmiechnęłam się z satysfakcją. Teraz
wzięłam go w powietrze i spuściłam twardo w ziemię. Przyszedł czas na ogień.
Utworzyłam kulę i już miałam rzucać kiedy ktoś chwycił mnie z tyłu za rękę, obróciłam
się.
-Kajusz miał
rację co do pilnowania cię.- powiedziała Victoria, która pewnie od początku
chowała się w krzakach. Wokół mnie i sługi Volturi utworzył się mały krąg
wampirów.
-Vic,
przestań… przecież my tylko ćwiczyliśmy.- powiedział Emmet. Uścisk na mojej
ręce rozluźnił się, Victoria znowu gdzieś zniknęła. Zauważyłam jeszcze jedno
czerwone porsche, przyjechała Cassandra.
-Coś mnie
ominęło?- spytała patrząc na mnie. Każdy teraz miał ćwiczyć swoje umiejętności.
Bella uczyła Jace’a jak rozszerzyć tarczę, Edward pokazywał Cassandrze jak patrzeć w myśli kilka osób naraz, Carmen testowała swoją zdolność z Emmetem, bo co chwila go
spowalniała lub przyśpieszała, a ja poszłam w głąb lasu. Doszłam do pięknego
małego strumienia i usiadłam na kamieniu, chciałam zostać sama z moimi myślami.
Jednak zawsze byłam skazana na czyjąś obecność. Koło mnie usiadła Rosalie,
dziewczyna Emmeta. Siedziałyśmy przez chwilę w ciszy, w końcu odezwała się
pierwsza.
-Masz
naprawdę niezwykłą zdolność. Mogłabyś nawet poradzić sobie ze wszystkimi
Volturi.-
-Oni są, aż
tacy źli?-
-Niekiedy
tak, niekiedy nie. Wszyscy jesteśmy pionkiem w ich grze.- powiedziała.- Ale
ciebie będą kontrolować zawsze.-
-Czemu
wszyscy się na mnie uwzięli?!-
-Bo się
ciebie boją, a jak ktoś się czegoś boi, to musi to kontrolować, nieprawdaż?-
Po tych
słowach zostałam sama ze sobą. Siedząc tak, wyłączyłam prawie wszystkie zmysły, nawet nie zauważyłam, kiedy jakiś obcy położył mi rękę na ramieniu.
Wreszcie Vic ♥
OdpowiedzUsuńŚwietne, świetne, świetne, cudowne xD
To na razie tyle.
Pozdrawiam i czekam na więcej ;*
Świetny rozdział jak zawsze. Tylko nie mogę się doczekać kiedy do akcji wejdzie Mika.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny <3
Już niedługo ;P
UsuńŚwietny rozdzialik :3
OdpowiedzUsuńEeee... Nie wiem co jeszcze powiedzieć... TEŻ CHCĘ BYĆ NAŃKĄ :D
Tyle.
Pozdrawiam xD
Carmy ◕‿◕